Menu
Gildia Pióra na Patronite

Między siódmą a dwunatsą.

ladybird

ladybird

..jeszcze jeden krok, jeden schodek, a moim oczom, daleko na dole, ukaże się zakochany Paryż. TIT ! TIT ! Budzik ! Zawsze w najlepszym momencie ! Pomału otwieram oczy, magia snu znika. Ułamek sekundy i arkadia zmieniła się w szarą rzeczywistość rozświetloną jedynie promieniami słońca. Godzina 7:03. Pora wstawać. Wygrzebać się spod ciepłej kołdry i zacząć miejmy nadzieję dobry dzień. Pierwsze faux pas - wstałam lewą nogą. Czyli brak humoru ? Nie, nie wierzmy głupim powiedzonkom, zaciągniętym z nie wiadomo skąd. Krótkie przywitanie z wodą. Szybkie śniadanie. Książki, kurtka i w drogę. Już na schodach ulegam zdenerwowaniu. Gdzie te klucze! -krzyczę w myślach. Odpinam rower cudem odnalezionymi metalowymi blaszkami.
7: 50 zaczynam rejs w morze nieznanych wydarzeń na moim jaskrawozielonym, dwukołowym pojeździe.
Prosto, prosto i w lewo. Jestem na miejscu dosłownie minutę przed dzwonkiem. Nur do szafki i biegiem do klasy. Siadam w pierwszej ławce, przede mną mapa a na blacie leży opasły tom źródeł historycznych. Za biurkiem siedzi zgred w swoich okrągłych, przestarzałych okularach. Po chwili wstaje i zaczyna truć o tym, o tamtym i o siamtym. Siedzę wyrażając zaciekawienie, a w myślach brnę przez labirynty fantazji. Czekam niecierpliwie na dzwonek, który wyrwie mnie z marazmu i pozwoli bezkarnie opuścić klasę. Szybkie dziesięć minut wolności na korytarzu, które rzecz jasna mija z prędkością światła. Ledwo zadzwonił dzwonek a po schodach już wdrapuje się nasza polonistka. Szybko zajmujemy swoje miejsca. Nauczycielka natychmiast dyktuje nam temat wraz z notatką bo przecież nie mamy czasu do stracenia. W międzyczasie nieustannie stawia pytanie (na, które każdy w klasie dostaje drgawek): co autor miał na myśli ? Na myśli może miał i to dużo, ale to jego myśli, a nie moje, więc po co mi to wiedzieć. Jakbym miała mało swoich problemów i nieuszeregowanych myśli plączących się (bez zgody!) w głowie. Kończy się lekcja, na której brniemy przez różne zawiłe systemy filozoficzne od Epikura poczynając na Nitzschem kończąc. Za mną trzy lekcje i perspektywa długiej przerwy. Moment na oddech, pogadanki z przyjaciółkami o wszystkim i o niczym. Wychodzimy na dwór, wleczemy się w stronę ławek. Miejsce zajęte, dobry punkt obserwacyjny. Patrząc na ludzi ze szkoły dochodzimy do wspólnego wniosku: chociaż my jesteśmy normalne. A może tak naprawdę to oni są normalni a my dziwne ? Bo nie gonimy za modą i plotkami jak wszyscy w około, tylko żyjemy własnym życiem.
Obok ławki mały chłopiec zachwyca się ślimakiem, który po deszczu najwyraźniej nabrał ochoty na spacer. -Mamo dotknij go ! Palcem ! Nie ugryzie Cię ! - woła brzdąc, na którego twarzy maluje się wyraźne zaciekawienie. Patrząc na ten obrazek przypominam sobie jak to jest wspaniale być dzieckiem bez trosk, którego największym zmartwieniem jest przewidzenie dalszej drogi ślimaka. Dochodzę do wniosku, że dziecięca radość i ciekawość to wartości, które powinniśmy w sobie pielęgnować, tym bardziej, że dziś tak bardzo łatwo jej utracić. -Pati ! Ej ! - krzyczy mi ktoś do ucha po czym dostaje małego kuksańca w bok- znowu miałaś zawiechę i siedziałaś z otwartą buzią. -Tyle razy Ci mówię uważaj bo Ci mucha wleci.- to Kaśka, która wyraża entuzjazm za każdym razem powtarzając te słowa. Po chwili rozlega się głośny dzwonek wołający na lekcję.
Przed nami całe trzy kwadranse wzmożonego myślenia, jak nam-humanistom- się wydaje bezsensownego. Na co komu jakieś funkcje kwadratowe, trójkąty pitagoryjskie. Ale jak trzeba to trzeba. W końcu matematyka to królowa nauk i z bólem czy bez trzeba odsiedzieć swoje. Doszłyśmy na najwyższe piętro naszego budynku szkoły. Wpełzałyśmy do dusznej klasy i zajęłyśmy miejsca. Jeszcze ostatnie, ukradkowe spojrzenie na ekran telefonu, gdzie ze zdjęcia śmieją się do mnie oczy mojego chłopaka, które dodają otuchy. Moje zapatrzenie przerywa głośne trzaśnięcie drzwiami. Do klasy wtoczyła się nauczyciela- jedyna osoba spośród nas, która rozumie tę całą matematykę. Mija pięć minut i na polu walki pozostaję sama. Moim odwiecznym wrogiem jest planimetria. Wysokości, promienie, podstawy i jakieś zagmatwane liczby, które w życiu mi się nie przydadzą. Ale matematyczka mimo wszystko próbuje mnie uszczęśliwić zmuszając do indywidualnego wysiłku. Czuję się jak Tytan włączając umysł na najwyższe obroty. 11:40 i dzwonek zwalniający z dalszego matematycznego myślenia. Niesamowite, człowiek opuszczając sale czuję się o niebo lepiej. Zmęczona zmierzam na ostatnią już lekcję dzisiejszego dnia. Religia. Na szczęście czas szybko leci. Nawet się nie obejrzałam i koniec niewoli z własnego wyboru.
Wsiadam na rower i pokonuje tę samą drogą od dwóch lat. Parę minut i jestem na miejscu. Dom. Wcale nie oaza, wcale nie sielanka. Tylko kupa nieszczęścia zamkniętego w czterech ścianach. Głowa pulsuje od zmęczenia całotygodniowym wstawaniem o 7. Jedynym ratunkiem jak się wydaje jest łóżko. Nawet nie próbuję się kłócić z wewnętrznym przekonaniem. Długo nie myśląc rzucam się i okrywam kocem, z którego spogląda na mnie groźny tygrys. Zapominając o nierealnym niebezpieczeństwie zapadam w sen. Wstaję niewinnie spoglądam na brązowy zegarek z różowymi wskazówkami, który oświadcza mi że już nastała godzina 17. Zdziwiona nieco szybkością, z którą pędzi czas włączam radio. Z głośników wydostaje się głos Jamsa Browna, który śpiewa : "I feel good". W myślach ironicznie stwierdzam: och Jams, jak to robisz, że co dzień masz dobry dzień. To wydaje mi się awykonalne. Myśli brną w przestrzenie metafizyczne. Nie próbuję ich zatrzymać. Bo po co ?
I tak wrócą jak nie dziś, to jutro. Uwalniając się spod parasola przygnębienia pomału sączę herbatę rozmyślając o wspaniałym ciele mojego chłopaka. Mięśnie, sylwetka.. i ten męski głos. Z nadmiaru myśli oddech staje się niespokojny, a serce przyśpiesza wykonując taniec miłości i pożądania. Nieznośne myśli kotłują się przyprawiając mnie o zawrót głowy. Próbując zapanować nad sytuacją sięgam po książkę. W końcu nie ma to jak jak relaks. Czytam: "(...) nigdy nie będzie śmiać się z nim do rozpuku, nigdy nie stoczy walki o to, które z nich ma wstać z łóżka i zgasić światło w sypialni" Holly-główna bohaterka- straciła męża, a więc cząstkę siebie. Nie mam sił żeby postawić się na jej miejscu. Jednak przychodzą refleksje na temat przemijania, miłości i śmierci.
Dochodzę do wniosku, że spośród wszystkiego wieczna jest jedynie miłość,"która nie umiera, choć zakochani od siebie odejdą". Czas przewidziany na wzruszenia dobiega końca, limit wyczerpany. Trzeba się otrząsnąć i wrócić do szarej rzeczywistości. No może, nie tak szarej jak by się mogło wydawać. Dzień małymi krokami dobiega końca. Wychodzę na balkon. Przyglądam się światu i ludziom. Wszyscy wszędzie się śpieszą, zapominają żyć, oni tylko są. W końcu dobiega godzina 20. Siadam przy kompie. Klikam na ikonkę skype, która za chwilę przeobrazi się w ukochaną twarz, w którą mogłabym wpatrywać się bez końca. Po całym dniu wspólne chwile z tylko nim, chwile niosące siłę i otuchę w niełatwej drodze prowadzącej gdzieś, gdzieś w nieznane. Czas jak mi się wydaj płynie dwa razy szybciej niż zwykle. Parę słów, śmiech i już godzina 23. Do jasnej cholery co to ma być- pluję się w duchu. Mama "strażniczka czasu"
nakazuje wyłączyć urządzenie, dzięki któremu znajaduję się w zupełnie innym wymiarze, w wymiarze miłości. Ok, niech będzie, nie mam ochoty na kłótnie pod koniec dnia. Robię jak każe. Łazienka. Gorący strumień wody pokrywa moje ciało. O tak, zdecydowanie tego było mi trzeba. W końcu jestem w łóżku. Cisza jest tak głośna, że aż zdaje się krzyczeć. Jednak jej wrzaski zakłóca ścienny zegar. Zmęczona chwytam za telefon, aby parę jeszcze chwil pobyć ze swoją bratnią duszą. Literki układają się w słowo dobranoc..Co wieczór walka serca z ciałem. Spać czy nie.. odwieczny dylemat zakochanej Pati. Ulegam zmęczeniu, oczy same decydują za mnie- czas spać. Ostatnie spojrzenie na zegar-12. Jaka to dziwna godzina- myślę- początek i koniec, dziś i jutro zrównane przez czas.

I tak dobiegł mój dzień toczący się między siódmą a dwunastą..

8785 wyświetleń
58 tekstów
2 obserwujących
  • Sheldonia

    23 November 2011, 20:12

    Podoba mi się. Bardzo obrazowo napisane moim zdaniem:)
    Pozdrawiam.