Menu
Gildia Pióra na Patronite

Another - sen na jawie - Rozdział IV

Riddlegirl

Riddlegirl

Jesteśmy żniwiarzami.
Siedziałam nieruchomo i wpatrywałam się w ziemię. Gdzieś słyszałam już to słowo. Tylko co to znaczy? O co chodzi? Nie muszę podnosić wzroku, by wiedzieć, że ich spojrzenia spoczywają na mnie. Nienawidzę tego uczucia. Uczucia, gdy wszyscy wiedzą o co chodzi, a ja jedyna jestem nieświadoma czegoś. Zupełnie jakby mnie wykluczyli. Jakbym była tylko jednym, wielkim problemem. Tylko dlaczego?
Mogę sprawić, że przeżyjesz, ale... jest haczyk.
Co? Jaki haczyk? O co ci chodziło? Mam ochotę uderzyć głową o ścianę.To tylko sen... prawda? To wszystko nadal mi się śni? Dlaczego więc nie mogę się po prostu obudzić?
Jeśli bym to zrobił musiałabyś stać się... żniwiarzem.
Moje oczy otwarły się szeroko. To słowo. Tylko co to znaczy? Myśl. Myśl. Myśl. Kim są żniwiarze?
Widziałaś te stworzenia, które cię zaatakowały... prawda? To są demony. Żniwiarze zabijają demony.
To nie wyjaśnia sprawy.
Cisza. Nikt się nie odzywa. Czy oni czekają aż coś powiem? Aż odezwę się i oznajmię,że do nich dołączę? Chciałabym potrząsnąć głową, ale nie mam odwagi się ruszyć. Co mam zrobić?
Każda sekunda przeciąga się w nieskończoność. Słyszę tykanie zegara, co oznacza, że w znajduje się on w tym pomieszczeniu. Nie potrafię jednak podnieść wzroku znad podłogi. Nie chcę. Z nudów zaczęłam liczyć sekundy.
... jeden...
... dwa...
... trzy...
Czy ja zawsze muszę tak działać na innych? Zniechęcać ich do siebie i odpychać? Tak było zawsze. Od kiedy tylko pamiętam, ludzie już po pierwszym spojrzeniu nienawidzili mnie. Więc czemu teraz miało by być inaczej? Dziwię się, że jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam.
... sto osiemdziesiąt jeden....
... sto osiemdziesiąt dwa...
... sto osiemdziesiąt trzy...
Czuję się jak zwierzę w klatce. Chcę stąd wyjść. Uwolnić się od ich spojrzeń. Jednocześnie czuję się bezradna i bezbronna. Mam ochotę płakać i w dodatku sama nie wiem dlaczego.
... trzysta pięćdziesiąt jeden...
... trzysta pięćdziesiąt dwa...
... trzysta pięćdziesiąt trzy...
Cisza. To aż boli.
- Jesteście beznadziejni, wiecie? Ona nawet nie wie o co chodzi, a wy ją jeszcze niepotrzebnie straszycie! Sam mam ochotę wybiec stąd jak najprędzej - powiedział Benji.
Dziękuję! Dziękuję ci Benji za to, że przerwałeś tę ciszę! Gdybym tylko miała wystarczająco odwagi, przytuliłabym cię!
- Chodź, wytłumaczę ci wszystko - podał mi rękę i uśmiechnął się szeroko.
Dlaczego kiedy widzę jego uśmiech czuję, że moje usta odmawiają mi posłuszeństwa? Uśmiecham się. Powoli i ostrożnie podaję mu dłoń, a on chwyta ją mocno i nie puszcza. Następnie szybko pomaga mi wstać. Zanim zdążę coś powiedzieć, on już prowadzi mnie przed siebie.
- Nie martw się. Chcę ci pomóc wszystko zrozumieć.
Gdy to mówi, wiem, że nie kłamie, że mogę mu zaufać.
Wyprowadza mnie z pomieszczenia i trafiamy na korytarz. Prowadzi mnie po schodach w górę. Nie opieram się. Nie mam obaw. Popycha lekko drzwi i ukazuje mi się przed oczami obraz, którego się nie spodziewałam.
Jesteśmy na dachu budynku.
Siada spokojnie i pokazuje mi, bym też usiadła. Wykonuje posłusznie polecenie, na co on odpowiada szerokim uśmiechem.
- Dziękuję... - tylko to wydobywa się z moich ust.
- Ni ma za co. Wiem co czujesz - mówi. - Musi ci byś ciężko.
Przytakuję lekko głową.
- Myślę, że pora ci wszystko wytłumaczyć. Jesteś gotowa?
Potrząsam głową. Nie wiem jak sobie z tym poradzę, ale nie obchodzi mnie to w tej chwili. Chcę wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego tu jestem?
Biorę głęboki oddech. Jestem gotowa.
Jak nigdy wcześniej.

3359 wyświetleń
82 teksty
4 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!