Menu
Gildia Pióra na Patronite

**

Mineralna

Mineralna

… i mam ją na wyciągnięcie ręki… tak nie wiele brakuje… jest taka piękna… a jak pachnie… uwielbiam babeczki z kremem… jeszcze chwila…

- Wstawaj!
Z dołu dobiegł mnie przerażający wrzask. Ta… zawsze mi to robi… Ależ ona jest samolubna! Nie mogłaby kiedyś pomyśleć o moich uczuciach? Już czwarty raz śnię ten sam sen i tuż przed finałem musi mnie obudzić!
-Wstałeś już?
Nie da mi spokoju…
-Wstałem.
-To wyjdź z psem!
Eh… co za kobieta… nawet nie zapyta, czy jej malutki synek nie chce śniadania… Jak można być tak nieczułym?! Gdzieś tu były jakieś spodnie, chyba… O, nawet prawie czyste. Koszulka, koszulka… Pod łóżkiem jakaś powinna być… Jest, dobrze… Dwie w miarę podobne skarpetki… No, można iść…
-Pies na ciebie czeka!
Ooho, zaczyna się irytować…
-Wiem, już schodzę…
I tak wygląda każdy mój poranek. Rozmyślając nad moim ciężkim losem przeciętnego piętnastolatka przypinałem psu smycz do obroży. Nic więc dziwnego, że gdy dobiegły mnie słowa mamy, nie bardzo wiedziałem, o czym mowa…
-…jak już wrócisz. Tylko nie zapomnij! Owsiankę masz w garnku. Będę wieczorem, pa!
I wyszła. A ja oczywiście nie wiem, o czym mam nie zapominać… No, trudno. Trzeba było spytać, czy słyszałem…
-Idziemy?
Zadowolony Pies zamerdał ogonem. To chyba znaczy, ze tak. Mój Piesek, tylko on mnie kocha w tym domu. Może z rozumieniem to mu tak średnio idzie, ale przynajmniej się stara, nie jak co poniektórzy… Znowu zatonąłem w rozmyślaniach. Często mi mówią, że jestem odludkiem. Nie prawda, ja po prostu jestem w stu procentach samowystarczalny. Mam tak bujna wyobraźnię, że kontakty ze mną samym to już i tak nadto. Nie lubię, kiedy ktoś się wtrąca w moje życie. Wszelkie próby zaprzyjaźnienia się ze mną kończą się na etapie… prób właściwie. Bo nikt nie jest w stanie zrozumieć mojego toku rozumowania…
-Uważaj jak łazisz, dziwaku!
O, to chyba był ktoś znajomy. Obcy ludzie na ogół odnoszą się bardziej obojętnie, a ta myśl była wyraźnie nacechowana emocjonalnie, raczej negatywnie, przez kogoś, kto przynajmniej mnie kojarzy. Ale czy jest to tak ważne, że powinienem się nad tym zastanawiać? Zjadłbym sobie coś… O, piekarnia!
-Pies! Siedź tu grzecznie, ja idę po pączka.
Nie wiem, czy zrozumiał z tego zdania coś więcej niż słowo „pączek”, ale to mu wystarczy. Będzie czekał i do skończenia świata, w końcu mowa tu o jedzeniu. I to nas łączy najbardziej, nie, Pies? Na szczęście nie było kolejki. Można iść dalej. Z pączkiem w ręku świat nabiera barw. Czy raczej chodnik, bo idąc muszę patrzeć pod nogi, by przypadkiem się nie wywrócić. Nie jestem zbyt udany. Wysoki i chudy, wiecznie głodny czyli nieekonomiczny do wychowania. 190 centymetrowy problem na dwóch nogach. Całe szczęście prostych. Gdyby były krzywe, moja perfekcyjna mamusia pewni by nie wytrzymała. Zawsze chciałem zwiedzać świat. Obejrzeć wszystko to, co jest smaczne… Sushi w Japonii, pizze we Włoszech, wursta w Niemczech, ślimaka we Francji- jestem w stanie zjeść wszystko- hamburgera w USA… Mógłbym wymieniać w nieskończoność. Chciałbym jeszcze zjeść dolmadakie z Grecji i…
-Przepraszam!
Oj, chyba ktoś coś chce ode mnie… Chyba od dłuższego czasu… Aj, chyba się znowu zamyśliłem… Ale dziwny facet… Ten jego kapelusz jest czadowy. Ciekawe gdzie kupił…
-Ehem…
-Przepraszam, zamyśliłem się… Czy mogę w czymś panu pomóc?
Mama zawsze mówiła, że dla ładnych ludzi trzeba być miłym i grzecznym bo można na tym skorzystać. Nie wiem, czy specyficznych też dotyczy ta zasada, ale nie zaszkodzi chyba spróbować.
-Jestem tu przejazdem i szukam dobrej piekarni. Czy mógłbyś wskazać mi jakąś?
O, dopiero teraz zauważyłem, że ten człowiek jest samochodem… Choć może samochód to nie do końca odpowiednie słowo ale tego… wehikułu… W każdym razie, maszyna ta ma cztery koła i jeździ, o dziwo. Piekarnia… Jakaś dobra… Każda piekarnia, w której mają jedzenie jest dobra… Hm…
-O! Tu jest cukiernia! Może być?
Ale ze mnie gapa… Stoimy tuz koło Sowy a ja myślę, gdzie może się znajdować najbliższa…
-Świetnie! Dziękuję ci, chłopcze. Czy może w ramach podziękowania mogę cię zaprosić na coś smacznego?
Czy może? Co za pytanie! Oczywiście! A jednak opłaca się być miłym tez dla dziwnych ludzi, He, He…
-Dziękuję, bardzo pan uprzejmy.
Mmm… jedzonko… Ale zaraz, a co z Psem? Będę musiał mu coś wynieść, mówi się trudno… Pies, zostań tu, ja zaraz…
-Chłopcze! Idziesz?
Jeszcze się pyta, co za człowiek! Na razie, Pies!
-Tak proszę pana, już idę.
Jak tu pięknie… Uwielbiam takie sklepy… I co tu wybrać, co wybrać, kiedy wszystko wygląda tak smacznie… Może zjem wszystko?
-Chłopcze?
Oj, chyba coś mówił…
-Słucham?
Poudaję trochę głupiego, może nie zauważy, że go nie słuchałem…
-No właśnie widzę, jak słuchasz. Nie ważne, w każdym razie gdzie proponujesz usiąść?
Usiąść? Tylko po to wyrywał mnie z zamyślenia, żeby zapytać, gdzie chcę usiąść… On faktycznie jest dziwny… Ale przecież ja nigdy nie twierdziłem inaczej… No, przemyślę to później. A my siądziemy…
-Tutaj. Może być?
Wskazałem naprawdę ładny stolik przy oknie i blisko wystawy z ciastkami z lukrem…
-Hm… A może tam?
Facet wskazał ręką drzwi na zaplecze z napisem „NIE WCHODZIĆ”. Pewnie tam trzymają więcej jedzenia. No, ale pisze, że nie wchodzić… Ale jedzenie… Oh. Mam konflikt moralny.
-Dzień dobry, panie Tzatziki. Dawno pana tu nie było.
Tzatziki? O nie, umarłem. Jak można nazywać się tak samo jak dip z ogórka i jogurtu?! Ale ten kelner tez jakiś taki niespotykany. Na w pełni normalnego to on nie wygląda, zdecydowanie nie… i to jego nazwisko… Nie pasuje mi jakoś do cukierni…
-Witaj Haggis. Przepraszam, lecz nadmiar pracy uniemożliwił mi częste odwiedziny tego miejsca. Obiecuję poprawę. A teraz pozwolisz, że ja i ten młodzieniec opuścimy cię. Otworzysz nam?
-Oczywiście, proszę pana.
Kelner Haggis udał się do drzwi, za którymi skrywają się tony jedzenia, do tych z napisem „NIE WCHODZIĆ”, otworzył je trzema kluczami, skłonił się i odszedł. Kurcze, chyba coś mi tu nie pasuje, ale… zaraz, czy ja czuję drożdżówkę?!
-Mmm… Świeża drożdżówka. Pięknie pachnie, prawda? Chodźmy, chłopcze, bo wystygnie!
Nie trzeba mi dwa razy tego powtarzać. Jedzenie! Czemu ten facet tak się uśmiecha? On chyba cos knuje! A tam, zastanowię się nad tym, jak już zjem… Mama często mi mówi, ze myślę żołądkiem, dlatego mam tyle problemów, ale czy to moja wina? O, ładnie tu. I nie wygląda wcale na zwykłe zaplecze… Zaraz, a gdzie jest ten facio? Rozejrzałem się dookoła. Stoliki. Mnóstwo stolików. Jak mogłem ich wcześniej nie zauważyć? Na stolikach nakrycia dla jednej osoby. Przy jednym leży jakaś kartka. O, ale czemu jest na niej moje imię i nazwisko?
-Proszę usiąść. Zaraz podamy pierwsze danie.
To ten facet! Ten w kapeluszu! Tylko teraz ma jeszcze strój kelnera! Coś mi tu nie pasuje! Ale on trzyma tacę z jedzeniem…
-Gdzie w tym jest haczyk?
-Nie ma, chłopcze. To jak? Będziesz jeść, czy mam to odnieść do kuchni?
Ach, jaka trudna decyzja… ale wybór w sumie oczywisty. Usiadłem.
-Będę, proszę pana.
-Dziś w menu mamy „Wycieczkę po smakach świata”. Zaczniemy od Japonii. Proponuję sushi. Oishii!
I sobie poszedł. A właściwie to znikł, bo nie zauważyłem, żeby wychodził. U, dziwne to jedzenie. Ciekawe, jak smakuje… Pycha… tylko czemu tak mało?!
-Żebyś mógł zjeść także inne potrawy.
Ten gościu! Ale mnie wystraszył!
-Proszę przejść do następnego stolika.
Jestem dobrze wychowany, więc nie będę dyskutował. Posłusznie przesiadłem się do stolika obok. Facio tymczasem kontynuował.
-Następnym punktem naszej wycieczki jest włoska pizza. Delizioso!
Ta pizza jest prawdziwa. Tak samo jak sushi. i… pyszna! Tylko czemu taka maleńka? Czy to znaczy, że…
-Widzę, że już skończyłeś. Zapraszam do następnego stolika.
Dostanę zawału przez niego. Jak tak można pojawiać się znienacka?! Posłusznie się przesiadłem.
-Jedziemy dalej. Następne w kolejności są Niemcy i ich słynny wurst. Guten appetitt!
I pojechaliśmy. Na wycieczkę dookoła świata. Przez francuskie ślimaki, amerykańskie hamburgery, grecką dolmadakię…
-Zapraszam do ostatniego stolika. Jako końcową potrawę proponuję świeżutką, pachnącą drożdżówkę. Jeszcze ciepła! Smacznego!
Chciałem go zawołać… ale nie zdążyłem… Nie wiem, co się dzieje… Moja wymarzona podróż… Odbyłem ja nie wyjeżdżając nawet z kraju! Ten człowiek…
-… spełnia marzenia?
I znowu pojawił się znikąd…
-Kim jesteś?
-Jestem czarodziejem. Sprawiam, że czyjeś najskrytsze pragnienia mogą się ziścić. Traba tylko mieć bogatą wyobraźnię, by we mnie uwierzyć. Ty masz, dlatego mogłeś odbyć swoją podróż marzeń. Bo widzisz, wszystko jest tu, w naszych głowach, i tu, w naszych sercach. Dzieciaków takich jak ty jest teraz naprawdę mało. Jesteś wyjątkowy, chłopcze. Doceń to. Najpierw musisz sam się zaakceptować, by inni też mogli. Uchyl rąbka tajemnicy, wyjdź do ludzi. Nawet nie wiesz, czy gdzieś za rogiem nie czeka na ciebie ktoś, kto cię, zrozumie, kto czuje tak jak ty. Nie zrażaj się, gdy na początku będzie ciężko. Cóż, na mnie już czas. Żegnaj chłopcze. Mam nadzieję, że smakowało.
I wyparował. Niesamowity człowiek. Czarodziej…
-Przepraszam, pan Tatziki już poszedł?
O, to Haggis.
-Tak, ja też już pójdę. Dowidzenia.
-Dowidzenia, chłopcze. Odwagi!
Tak, odwagi… Pies, idziemy. Dziwne spotkanie. Chyba czas wracać do domu… a tam, pójdziemy jeszcze do lasu, nie, Pies? Patrz, jak tu ładnie. Drzewka, ptaszki…
-Cześć.
O. To jest przecież ta dziewczyna z klasy równoległej. Ale ładna… tylko jak ona ma na imię? Ciekawe, czego chce… Aj, na pewno mnie nie ugryzie!
-Cześć. Jestem Sylwek.
-Wiem. Klaudia. Masz ślicznego psa. Jak się wabi?
Czemu akurat to pytanie?! Zrobiło mi się głupio… Bąknąłem tylko:
-Pies…
-Pies? Oryginalnie. Fajne imię.
Śmiała się. Ona się śmiała. Ale nie dlatego, że to głupie, tylko dlatego, ze jej się podoba. Niesamowite! Dziękuję, Czarodzieju Tzatziki. Odmieniłeś moje życie zabierając mnie w moją wymarzoną podróż i otwierając mi oczy na innych ludzi. Kiedyś naprawdę wyruszę na taką wyprawę, ale najpierw muszę poznać siebie i innych. Bo razem jest łatwiej niż samemu.
-Klaudia, co najbardziej lubisz jeść?

10 417 wyświetleń
60 tekstów
3 obserwujących
  • BlueCard

    1 June 2010, 21:04

    fajne ;]

  • 1 June 2010, 00:27

    c u d o !