Gdy szli korytarzem wszyscy ustępowali im miejsca, odsuwali się pod ściany. Widać było w ich zachowaniu lekki niepokój. Rodzeństwo jednak nie rozglądało się na boki, na zdenerwowanych uczniów. Ich oczy, utkwione w końcu korytarza, ciskały gromy. Postronnemu obserwatorowi strach nie pozwalał nawet w nie spojrzeć. Gdzieś w nich, w głębi płonął ogień.
[dla Szymona B.- złego bliźniaka. pisane w słonecznej, inspirującej chwili. czeka na ciąg dalszy]