Drgnęła z lekkim westchnieniem. To kocur, wsunął się do pokoju przez uchylone drzwi. Jego głowa wydawała się dziś jeszcze większa, a rudo-bure futro połyskiwało w ostatnich promieniach jesiennego słońca. Jedno oko miał wyraźnie większe, wybałuszone, jakby szklane. Mimo swoich niewątpliwych wad, cieszył się dożywociem w domu jej córki. Nie lubiła go, ale nie dawała mu tego odczuć. Należała do tych osób, które przyjmują świat z dobrotliwym uśmiechem, bez agresji. Czekała na powrót córki z pracy. Za oknem się tyle działo, nie mogła tam być, pójść, wrócić, załatwić, przydać się. Już nie, do wczoraj jeszcze... - Wiesz córciu, dzisiaj się jakoś gorzej czuję - powiedziała na widok wchodzącej, uśmiechniętej Barbary. - Ach mamuś, taki dzień, ta jesień, rano mgliście, teraz rozpogodzenie, to wszystko wpływa na nasze samopoczucie, ja też się jakoś tak gorzej czuję. - Nie, to nie to, wiesz, chyba zaczynam się starzeć - odpowiedziała z namysłem dziewięćdziesięcioletnia matka.