Menu
Gildia Pióra na Patronite

Stopa dorosłego.

Panna_Mróz

Dokładnie pamięta jak jeszcze nie tak dawno temu rozpychała się rękoma przez życie, idąc pod wyboistą górę zwaną "Dorosłość". Bez trudu przypomina sobie postoje, które były zbyt częste i zbyt długie. Jednak wtedy nie było to istotne. Nie liczył się czas, jego upływ. Liczyło się to, co trwało w danej chwili. Bez zerkania w przeszłość, bez myślenia o przyszłości. Swoją drogę wytyczała bezmyślnymi wyliczankami, znacząc ją kolorowymi cukierkami. Żyła mrzonkami bez pokrycia, walczyła z wyimaginowanymi kłodami.

Szczyt, do którego zmierzała porośnięty chaszczami pokrzyw. Podróż ta nie była zaplanowana, jak wszystko w jej życiu. Boso przemierzała każdy milimetr parzących traw. Gładkie stopy przybierają różowawy odcień, kolorem przypominają truskawkę wyjętą z chłodnego już kompotu. Nie spodziewa się, że zaraz natknie się na niefortunnie ułożony kamień, skryty pod splątanymi zielskami. Myśli, że nic już nie może jej zaskoczyć. A tymczasem traci pierwszy paznokieć, między palcami strumieniem wędruje ciepła ciecz, brunatna ziemia wdziera się pomiędzy wolne bruzdki liń papilarnych. W głowie pojawia się obraz z wczesnego dzieciństwa, gdy ze zdartym kolanem biegła z histerycznym płaczem do styranej życiem matki. Z tęsknotą spogląda w tamte rejony pamięci. Na tym etapie sama musi oczyszczać rany i podmuchiwać obolałe części zmęczonego ciała. Wokół tylko kilka wychudzonych i zakrzywionych ku dołowi drzew. Pomocnych jedynie w chwilach, gdy skwar uniemożliwia dalszą wędrówkę.

Na piętach, kiedyś bez skazy pojawiają się pęcherze. Każdy, który ulega pęknięciu bez trudu rodzi następną narośl. Gdyby wiedziała wzięłaby buty, oczami wyobraźni wodzi po ciemnym przedpokoju. Już wie, że byłyby to czerwone szpilki. Wręcz idealne, jakby stworzone na tę okazję. Żałuje, że nie przewiązała ich sobie na szyi, tak jak reszty bagaży. Jednak teraz to nieistotne w inny sposób musi ukazać swoją niezależność i dojrzałość. Pomyśli o tym później. Ma dużo czasu na zanalizowanie niecierpliwie wyczekiwanego powitania Szczytu.

Chyba zaczyna doskwierać jej samotność. Brak prywatności, który kiedyś uważała za udrękę i niesłodkie brzemię teraz tęsknie wspominany. Myślała, że samotna podróż będzie bezproblemowa, że samodzielnie, bez niczyjej pomocy i łaski przeniesie się w transcendencję. Przeniknie w głąb tego, co niezdolne do ogarnięcia w towarzystwie osób trzecich.
Brakuje jej nerwowego pokasływania, marudzenia i ciągłego prychania tych, którzy zawsze byli. Teraz ich nie ma, musi jakoś zapełnić tę uwierającą pustkę. Monolog skierowany w stronę własnego odbicia w kałuży będzie idealnym typem "zapchajdziury" na ten moment.

Pięty jej stóp całkowicie pozbawione delikatności i łagodności. Szorstkie i brudne od kąpieli w kałuży ozdabiane są coraz to nowymi bolesnymi naroślami. Obiecuje sobie, że gdy dojdzie na Szczyt zadba o nie, a te powrócą do wcześniejszej kondycji i przybiorą straconą przed chwilą atrakcyjność.

Jeszcze nie wie, że każde znamię, powstałe w wyniku wędrówki na Szczyt zdobić będzie jej stopy niezmiennie. Nawet po walce z szorstkim pumeksem.

***

Pokaż mi swoje stopy, a powiem Ci ile przeszedłeś.

1331 wyświetleń
9 tekstów
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!