Menu
Gildia Pióra na Patronite

Teatralna prawda.

Mortal Dolly

Mortal Dolly

Czym było życie? ludzie różne interpretowali to słowo, ale zgodnie stwierdzali jedno, że to istnienie. Życie było sztuką, a ludzie byli aktorami. Tak pięknie można było chować prawdziwe uczucia i przywdziewać maskę melancholijnej obojętności. A przecież tak cudownie było porzucić wszystkie troski, oderwać się na chwilę od codziennej rutyny i móc podziwiać ten kolorowy świat, który wszyscy wspólnie tworzą. Ludzie tak pięknie czarowali planetę, wzbogacali ją w kolory ulotnych chwil i wspomnień. Pozostawiali po sobie widoczny ślad: zapach ich ulubionej, porannej kawy, blask radosnego uśmiechu, spojrzenie zachwyconych oczu. Każdy dostał zestaw swoich własnych kolorów, by móc dodać coś od siebie do tego pejzażu, który był ich wspólnym dziełem. Szła nadzwyczaj delikatnie przed siebie, wiatr wesoło towarzyszył jej w podróży, wyszeptując na ucho swoje własne sekrety, o których nikomu nie mogła wspomnieć. Rozbawiony zaplątał się we włosy dziewczyny, by zaraz potem się z nich wydostać i musnąć nieznacznie jej zaróżowione policzki, uwielbiał się z nią tak bawić. A dokąd tak właściwie zmierzała? do miejsca, w którym ludzie odkryli jak pięknie można kłamać i przy okazji jakie te kłamstwa potrafią być nadzwyczaj czarujące - do opuszczonego teatru. Był to masywny, ciemny budynek z litej cegły. Uwielbiała tu przychodzić jako mała dziewczynka, kiedy teatr jeszcze funkcjonował, teraz przychodziła tu jedynie dumać nad swoim żywotem. Pchnęła skrzypiące drzwi i weszła do środka, naprawdę było to cudowne miejsce, aż czuć było magię unoszącą się leniwie w powietrzu. Stąpała delikatnie przed siebie, po lekko skrzypiącej, drewnianej podłodze, przykrytej dywanem. Czubkami palców muskała nieznacznie oparcia miękkich foteli, które akurat mijała. Na twarzy młodej kobiety malował się delikatny uśmiech, po prostu uwielbiała to miejsce. Bocznymi schodkami powoli weszła na dużą scenę, kroki dziewczyny były ostrożne ale jednocześnie takie nieprzemyślane. Zatrzymała się na środku sceny i rozejrzała powoli po ginącej w pół mroku sali i wtedy natrafiła wzrokiem na postać mężczyzny, który siedział niedaleko na widowni. Postanowiła więc na nowo przybrać twarz obojętnej, nieco znudzonej kobiety, patrzącej na wszystko sceptycznie, ze zdrowym dystansem.
- Ludzie nauczyli się już pięknie kłamać, nie uważa pan?
Zapytała jednak łagodnie, z delikatnym rozbawieniem wymalowanym na twarzy. Irytowało ją kłamstwo, tak jak to, kiedy ktoś mówił że nie znosi sztuki - przecież on sam, człowiek, był sztuką samą w sobie. Był idealny na swój własny, niesamowity sposób, jeżeli tylko wiedział od jakiej strony na to wszystko spojrzeć. Ludzie zbyt często mówili że są zwykli... co znaczyło ''zwykli''? ludzie nie byli zwykli, byli malowniczym, spektakularnym arcydziełem.

338 wyświetleń
9 tekstów
0 obserwujących
  • Sheldonia

    13 May 2012, 14:24

    Nawet ładne opowiadanko tylko sporo powtórzeń słowa "jej". Trochę to razi w oczy. Ogólnie nie mam większych zastrzeżeń. Pozdrawiam;)