Czułam się jak we śnie, pięknym śnie. Zapatrzona w niego siedziałam na łóżku, a on mówił i mówił, nawet nie ważne co, aż w końcu : co ty się tak patrzysz? . Ocknęłam się. Ale gdy tak mówił, z każdym jego słowem moja klatka piersiowa wydawała się być cięższa, jak by każde jego wypowiedziane słowo gromadziło się w niej. Dziwny, a zarazem piękny san. A może po prostu zapomniałam że muszę oddychać. Nie obecna byłam przez cały czas, bo mój umysł przebywał w krainie szczęścia i miłości. Nie wiedziałam że tak można kochać, z każdym dniem wydaje mi się że jest fajniejszy, ładniejszy i że bardziej go kocham. A może byłam nie wyspana, chciało mi się spać i mieszały mi się myśli. Ale jak to możliwe że darzę go tak szczerym uczuciem że zrobiła bym dla niego prawie wszystko.?
Krótko, zupełnie bez polotu, bez głębi... Takie jakieś wyzbyte emocji, uczuć... Gdybanie. Drażniący i piskliwy dźwięk. Stawianie kropki przez znakiem zapytania, co zakrawa o iście nowatorski styl pisania...
I tak parafrazując : a może po prostu zapomniałem, że mam serce?