Była sobie kiedyś, kobieta zwana złą, uwielbiała być kochana, w zamian sprawiała ból. Los urodą obdarzył ją wyjątkową, na rozumie oszczędzając.
Opowieść ta przykra, zawsze z kimś nam się kojarzy, nie znamy imion, ale pamiętamy miliony kobiecych twarzy, cichych uwodzicielek, co czerpią radość z tego, dla niego ukochana, przed znajomym, nazywa kolegą. Z czasem los się jej odpłaci, z radosnych uśmiechów i fantazji, zostają tylko zgliszcza i nadłamane drzazgi. Gdy zapomniane przez wszystkich, z problemami się borykają i dopiero wtedy miłości prawdziwej szukają.
Opowieść ta wcale nie ma obrażać kobiet, mówi jedynie o zaufaniu komuś, gdy lepiej czasami nie ufać sobie.
Myślę, że trafiłem w sedno ;) Coś jest w tych kobietach piekielnie złego... Lubię takie, które same to doskonale rozumieją i nie tyle akceptują, co karcą tę swoją uprzykrzającą życie kobiecość.