Menu
Gildia Pióra na Patronite

Jedenaście minut.

ReasonToLove

ReasonToLove

Była niczym kwiat. Piękna, ale delikatna. Przypominała też rzekę. Cechowała się porywczością i energią. Często porównywało się ją do anioła. Mówiono, że jest serdeczna, miła i wrażliwa. Jednak nikt nie wiedział, jak mocno była zagubiona i nieszczęśliwa. Do jej bólu nie łatwo znaleźć porównanie. Po prostu cierpiała. Bardziej niż ktokolwiek, kogo znam.

*
Kolejna para zakochanych, następny krok po ulicy. Ona znów chowa nos w niebieskim szaliku, kolejny raz spuszczając wzrok. Nie chciała patrzeć na obściskujących się, szczęśliwych ludzi. To pierwsze Walentynki bez Niego.
Zginął w strzelaninie, dokładnie rok temu. Był dla niej wszystkim. Cechował się czułością, wrażliwością… Z resztą i Ona nie była mu obojętna. Gdyby Jej się coś stało, zamordowałby, nie ważne kto by wyrządził jej krzywdę. Była jego słońcem, jego poranną kawą, zapachem róży i zachodem słońca.
Tak więc szła ulicą, jakby nieobecna. Ubrana w czarny płaszcz, kroczyła, jakby niezdecydowanie, patrząc pod nogi wśród roześmianych par z kwiatkami w rękach, czy też czekoladkami. W myślach miała tylko Jego imię. I te potworne dźwięki. Huk przerywający ciszę. Karetka na sygnale. Pisk opon. Płacz.
Ale od tamtego dnia z jej oczu nie uroniła się ani jedna kropla. Nie umiała płakać. Pękło jej serce, było niezdolne do okazywania jakichkolwiek uczuć. Umierała w sobie, nie pozwalała, by jej cierpienie ujrzało światło dzienne.
Nie myśląc wiele, skierowała się w stronę domu kompletnie zrezygnowana. Szukanie Go na ulicy wzrokiem było bezcelowe. Przecież On nie wróci. Będąc już przy domu, uniosła wzrok ku niebu, jakby chcąc zapytać : „Boże, gdzie jesteś?”. Jej wargi zwilżył pojedynczy płatek śniegu. Chcąc uniknąć przemarznięcia, weszła do domu.
Nie miała ochoty na cokolwiek. Postanowiła położyć się spać, dziś cały świat tonął w różowych serduszkach i wyznaniach miłosnych, nie miała ochoty na to patrzeć. Tak też uczyniła. Rzuciła niedbale plecak i położyła się na łóżku, jakby chcąc sprawić, że się w nim zapadnie. Zniknie. O tak, marzyła o tym, by roztopić się, wyschnąć. Ulotnić się stąd.
Obudziła się o godzinie 23:49. Walentynki się kończą. Jeszcze tylko jedenaście minut tej męczarni.
Chcąc jakby przyspieszyć proces czekania, zaczęła mówić sama do siebie:
- Dziesięć minut. Spokojnie, jeszcze tylko chwilka.
Dodała po minucie:
- Dziewięć.
Gdy kolejna minuta upłynęła, otworzyła usta, aby powiedzieć kolejną liczbę:
- Osiem.
Ale to słowo nie wypłynęło z jej gardła. Przestraszona, poderwała się z kanapy. Oczy miała jednak zamknięte, bała się je otworzyć. Poczuła, jak ktoś kładzie rękę na jej sercu. Otworzyła oczy. On tam był. Stał tam, jakby… żył. Pomyślała, że po prostu zwariowała. Zaczęła krzyczeć do samej siebie, przeklinać. Było Jej bez niego tak ciężko. Ale.. chwileczkę. To COŚ, czymkolwiek było, starało się ją powstrzymać. Musnęło jej zaciśniętą w pięść rękę, natychmiast ją rozluźniając. I wtedy już była pewna, to był On. Tylko jedna osoba na świecie tak na nią działała. Teraz patrzyła się na Niego tylko, nie wiedząc, co począć.
- Kochanie – odezwał się po chwili – Pamiętaj, że jestem z Tobą, cały czas. Patrzę, jak się uczysz, modlisz, jesz. I widzę, że jest ci ciężko. A wtedy i ja cierpię. Proszę Cię, nie opłakuj mnie więcej w sercu. Wyjdź do ludzi, rusz z miejsca. Śmiało. A ja będę twoim Aniołem Stróżem. Cały czas stoję za tobą, patrzę na twoje czyny i chronię.
Przerwał, jakby go coś zabolało.
- Siedem – powiedział z trudem.
Widziała, że mówienie sprawia mu trudność, więc zaczęła sama mówić.
- Teraz rozumiem. To ty. Ty jesteś we wszystkim, co robię. Idę ulicą i choć mój dzień był koszmarny, uśmiecham się. Bo czuję Twoją obecność.
- Sześć – wyszeptały jego pełne usta
Dopiero teraz zorientowała się, że On odlicza czas. Jeszcze tylko sześć minut rozmowy z Nim. Czuła się tak, jakby za te kilka minut miał nastąpić koniec świata.
Nie mogła się powstrzymać. Podeszła do Niego i dopiero teraz rozmawiali. Ale już bez słów. Najpiękniejsza pogawędka na świecie to konwersacja z uczuciem. Wreszcie czuła jego ramiona, zawsze obejmował ją tak delikatnie. Milczała, składając pocałunek na Jego ustach i dopiero teraz czuła, że do niego mówi. Zupełnie straciła poczucie czasu, zapomniała się. Gdy na chwilę oderwała się od jego ust, wyszeptał niemal niesłyszalnie:
-Jeden.
Minuta? W jedną minutę miałaby powiedzieć, jak mocno Go kocha i tęskni, jak często o Nim myśli i jak bardzo się cieszy, że Go widzi? Że On jest tym jedynym, tym, z którym chce płakać, śmiać się, rodzić, umierać, pomagać mu i żyć dla niego? Zawsze, gdy miała mało czasu, mówiła dwa słowa, które obejmowały jej wszystkie uczucia. Ich usta złożyły się w jedność, szepczą jednocześnie:
- Kocham Cię.
Jego sylwetka stawała się coraz mniej wyraźna, ale stał naprzeciwko niej, wciąż się uśmiechając. Jego oczy były tak samo błękitne jak kiedyś, piegi i nosek były takie wesołe.
- Aniele, nie smuć się, zawsze będziesz moim oczkiem w głowie – powiedział na pożegnanie.
W końcu zniknął całkowicie, zostawiając ją samą, tak jak rok temu.
Położyła się na łóżku, a z jej zielonego oka popłynęła pojedyncza łza. Nie była to łza smutku, tylko wzruszenia. Naprawił jej serce, posklejał, pozbierał wszystkie odłamki. Nie była smutna, że zniknął. Bo tak się nie stało. Był przy niej cały czas. Teraz właśnie szeptał jej do ucha, jak mocno ją kocha. Czuła to.
Zasnęła z uśmiechem na ustach. Jej największe marzenie się ziściło – znów Go zobaczyła. Była pewna, że to nie sen.
A Ty, co powiedziałbyś najważniejszej osobie, gdybyś miał tylko minutę ?

6597 wyświetleń
67 tekstów
15 obserwujących
  • R.A.K.

    22 January 2012, 22:08

    Ładnie! Czemu więc nie piszesz dalej?
    Pozdrawiam :)

  • mały_elf

    19 February 2011, 23:48

    określę jednym słowem 'cudowne'.