Była kiedyś pewna dziewczyna, poznała chłopaka. Z początku wielce w nim zakochana. Po pewnym czasie zaczęło ją to męczyć, zerwała z nim kontakt, bo uważała, że da sobie radę bez niego i sądziła, że nikogo nie potrzebuje aby żyć. Biegła przez ścieżkę, zahaczyła o jezioro, było ono dość duże, nie wiedziała co ma robić, po chwili przypłynął chłopak, którego niegdyś tak uwielbiała. Był on na łodzi, zaproponował jej, że pomoże jej przepłynąć, lecz odmówiła i sama wskoczyła do jeziora, przepłynęła i ruszyła dalej. W pewnym momencie natrafiła na stos belek rozrzuconych na drodze, także spotkała tego samego chłopaka, znów chciał jej pomóc mając przy sobie siekierę, aby porąbać belki i zrobić przejście, lecz po raz kolejny odmówiła. Wdrapała się na stos drewna i udała się dalej. Idąc tak, natknęła się na wielki mur, którego nie uda się ani przeskoczyć, ani obejść. Znów zjawił się chłopak, który oferował jej wsparcie rozwalając mur, nie skorzystała z jego pomocy. Nie wiedziała co robić, więc zawróciła. Podczas swojej wędrówki co osiągnęła? Nic, prócz zmarnowanego czasu.
Nie prawda treść jest ładna, tylko skróciłabym zdania, z jednego długiego zrobiłabym kilka krótkich. I było całkiem, całkiem, ale i tak sedno jest ok, więc zabieram do siebie :) życzę więcej weny :)