List: "Hulali po polu i pili kakao…”
Witaj moja znana mi nieznajoma. Napisz proszę, co tam u Ciebie słychać?
Odpowiadasz: „ Nie, nieudały się.”
To smutne.
Jakieś psy, czy też wilki po polach mnie goniły, we śnie.
Wchodzę do biura swego.
Zdejmuję kowbojski kapelusz i odwieszam go na wolnostojącym wieszaku. Lecz wieszaka nie posiadam, to i tak odwieszam.
Siadam przy nieuporządkowanym biurku( sekretarka odeszła i nadal nie mam nowej).
Nadal siedzę przy tych aktach z jesieni, a tu ten Nasz pamiętny smutny sierpień coraz bliżej, dla wszystkich Partyzantów.
Niespodziewanie do biura mego wchodzi kobieta około lat 47.
Długa brązowa spódnica, buty na płaskim obcasie też brązowe, garsonka koloru ciemnego kasztana, który spadł w połowie jesieni.
Duże przeciwsłoneczne okulary i mała gustowna skórzaną torebka czekoladowa ze złotymi ozdobami i malutki zegareczek szwajcarski na mahoniowym pasku.
Podchodzi do biurka.
Mówi załamanym głosem. „ Dzień dobry, czy znajdzie Pan mego brata?”
„Proszę usiąść, wytrzeć łzy ( podaje kobiecie chusteczkę) i spokojnie opowiedzieć, co się stało?”
Opowiadała, długo i szczegółowo, o tym jak wyszedł, ubrany na ciemno z obrazkiem ze strzałkami na piersiach i ostatnio był widziany gdzieś przy targowisku.
Spisałem wszystko, poczęstowałem kobietę kawą i obiecałem jej, że się tym zajmę.
Sprawa z jesieni znów zaczeka. Zabrałem kapelusz i poszedłem na miejsce gdzie ostatnio go widziano.
Na razie zakończę tu tę historię. Może dokończę następnym razem.
A więc napisz mi, co tam słychać u Ciebie moja Droga znana mi nieznajomo.
Pozdrawiam serdecznie i wysyłam całusa.
PS: Jak to się stało że się skaleczyłaś?
Autor