Blady świt nas zastał w szeptach i objęciach, noc przemknęła obok cichym sowim lotem.. Półksiężyc się krzywo zza szyby uśmiechał, rozkopana pościel parowała potem. Rytmicznym duetem serca oszalałe w spazmach namiętności rozkosznie osłabły, usta ust szukają a łakome dłonie błądzą po meandrach cichych pragnień jawnych. W rozkoszy westchnieniach, mocno przytuleni, w spełnionych pragnieniach ogniem hartowani, zapadamy w przepaść senną i bezdenną nadzy w świetle ranka w sobie zakochani.