Menu
Gildia Pióra na Patronite

Doświadczenie, które pojawia się, kiedy czasami znienacka budzimy się w nocy, sami albo tuż obok kogoś, kto pogrążony jest w głębokim śnie. Dookoła zalega ciemność, a serce bije z prędkością karabinu maszynowego. Nie ma do dyspozycji tradycyjnych środków uśmierzających, nie pomaga świadomość, że przecież wszędzie wokół toczy się życie, a sprawy idą swoim torem. Jest się sam na sam z własnym ciałem, które – wydaje się – w każdej chwili może odmówić posłuszeństwa. Śmierć staje się dojmująco realna, nawet jeśli za godzinę czy dwie będzie można, przynajmniej na pewien czas, pozornie usunąć ją z pola widzenia, na nowo pogrążyć się w transie codzienności, w kulturze wyparcia. Dojmująco realny staje się także lęk, przeszywający, nie dający wytchnienia. Drobne ukłucie urasta do rangi najstraszniejszego objawu, głębokie zaczerpnięcie oddechu wydaje się wręcz niemożliwe. Przed oczami przewijają się wszystkie niezrealizowane plany, niezałatwione sprawy, nieodbyte rozmowy, na zawsze utracone szanse. Przypomina się starannie ukrywana prawda: wszystko zmierza do kresu, ludzkie życia kończą się śmiercią, nawet najpiękniejsi i najpotężniejsi umierają w stanie całkowitej bezradności i zależności, na szpitalnych łóżkach, samotni, zrozpaczeni, przestraszeni. Przemożna staje się świadomość nieuchronnej straty. Z czasem utracimy wszystko, co dzisiaj jest nam drogie i co wydaje się tak dotykalne, konkretne, z pozoru nienaruszalne. Bliscy znikną, ludzie, których znamy, znikną, zwierzęta, które znamy – znikną. Ulice, po których dzisiaj chodzimy, wkrótce zapełnią się innymi ludźmi. W naszych domach zamieszkają nieznajomi, nasze przedmioty ulegną zniszczeniu, rozpadną się albo trafią w cudze ręce.

Samotność okazuje się w takich momentach nieskończona. Podobnie nieskończona jest niema przestrzeń, która rozciąga się dookoła i w której zawieszona została nasza planeta oraz oraz miliardy miliardów innych planet, kostropatych brył materii poruszających się wedle policzalnych, ale niezrozumiałych dla nikogo praw. Przestrzeń nieprzyjazna, ukształtowana nie na ludzką miarę, obojętna na ludzkie sprawy, obca.

W takich momentach nie działają żadne mechanizmy obronne, nie ma znaczenia to, że do perfekcji doprowadziliśmy umiejętność wypierania śmierci, żałoby i smutku. Nie mają znaczenia żadne filtry, jakie nakładamy na świat. Filtr ukrytego porządku, filtr sensu, który usiłujemy narzucić na nasz ponoć od dawna rozpisany życiorys. Żadna astrologiczna ani ezoteryczna interpretacja nie potrafi okiełznać chaosu, bo planety przestały nagle biec po ustalonych trajektoriach i teraz wirują szaleńczo, spadają we wszystkich kierunkach naraz. Łączność pomiędzy tym, co na górze, a tym co, co na dole, zostaje nieodwołalnie zerwana. Podobnie niewydolne okazują się mitologie i światopoglądy. Nad każdą religijną opowieścią zapada gęsta noc. Ani psychoanaliza, ani terapeutyczne narracje nie pomagają niczego zrozumieć. Transchumanistyczne fantazje o przekraczaniu ludzkiej kondycji wydają się żałosną mrzonką. Jedyna naprawdę żywa potrzeba to potrzeba bliskości i ciepła, ale towarzyszy jej świadomość, że w tym akurat momencie dystanse są nie do pokonania, choćby fizycznie liczyły ledwie kilka centymetrów.

I dopiero to jest moment, kiedy odsłania się coś istotnego. Kiedy zupełnie inaczej zaczyna się nam jawić cała ta skomplikowana budowla naszego losu. Kiedy wszelkie próby teoretyzowania, werbalizowania, nazywania i opisywania świata ujawniają swoją fundamentalną nieprzydatność, a w każdym razie niewystarczalność. Ten moment – być może – jest właśnie teraz.

ODIUM

ODIUM

Dodał(a) cytat

1104 wyświetlenia
75 tekstów
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!