Wracałem zimą do domu nocnym pociągiem (możliwe, że to był grudzień). Nie działało ogrzewanie, ale na szczęście w przedziale było osiem osób. Stłoczeni w puchowych kurtkach wygenerowaliśmy na tyle dużo ciepła, że w pewnym momencie nawet przysnąłem. Obudziłem się w pustym przedziale po tym, jak wszyscy wysiedli na jednej z większych stacji. Przed sobą miałem jeszcze dwie godziny podróży w całkowitym ziąbie. Na szczęście po kilkunastu minutach przechodził tamtędy konduktor, który wykrzyknął: Panie! Co pan tu siedzisz? Idź pan do wagonu obok, tylko w tym wagonie nie działa ogrzewanie.
To był ten moment, kiedy zrozumiałem, czym są ambiwalentne uczucia. Bo z jednej strony zezłościłem się na to, że marznę bezpodstawnie, ale z drugiej... byłem bardzo wdzięczny, że konduktor nie pomyślał, żeby mi nie przeszkadzać, bo trenuję w drodze na morsowanie w Szczecinie.
Hehe to prawda. Ciekawe czasy. Myślę, że wyrabiamy w sobie umiejętność odczytywania emocji z samych oczu... Te wszystkie grzeczności wymienione w sklepach tylko samym spojrzeniem.
Może dlatego koncentracja padła na twarz.....iż od jakiegoś czasu widzimy tylko oczy resztę zasłania maseczka .......hahhahah a jeszcze dodać teraz czapeczki wyglądamy jak Radek w wagonie..... ;).......hahahhahha Pozdrawiam....:)
Widzę, że skoncentrowaliśmy się na twarzach. Myślę, że to dobry wybór i właściwy trop. Moja była spuchnięta i zaspana, owinięta szalikiem i z nasuniętą czapką na oczy. Twarz konduktora z tego co pamiętam była rześka od zimna, w które wkroczył z ciepła poprzedniego wagonu i rozweselona. Zakładam, że na myśl o następnym wagonie, do którego ochoczo zmierzał :-)